Skąd ten temat?
Kiedy z Anią postanowiliśmy kupić nasze pierwsze mieszkanie, czuliśmy się jak dzieciaki, które marzą o wielkiej przygodzie. Pamiętam, jak w dzieciństwie budowałem zamki z klocków LEGO i wyobrażałem sobie, że to mój pałac. Własne mieszkanie to taki dorosły zamek, ale żeby go zdobyć, musieliśmy zmierzyć się z kredytem hipotecznym. Na początku byliśmy totalnie zagubieni – zmienne oprocentowanie, stałe, dopłaty rządowe… co to w ogóle jest?! Ale wzięliśmy głęboki oddech, otworzyliśmy notatki i zaczęliśmy drążyć. To, co odkryliśmy, to prawdziwy rollercoaster, ale teraz, z perspektywy czasu, chcemy się podzielić, jak wybraliśmy nasz kredyt i czego się nauczyliśmy.
Kredyt ze zmiennym oprocentowaniem – tani start, ale z dreszczykiem
Pierwszy rodzaj kredytu, na który natknęliśmy się, to ten ze zmiennym oprocentowaniem. Brzmi prosto: bierzesz kredyt, a rata zmienia się co kilka miesięcy w zależności od stawki WIBOR (a wkrótce WIRON) plus marża banku. Na początku wydawało nam się, że to super opcja, bo raty były niższe niż w innych wariantach. Ania, która uwielbia planować budżet, od razu zaczęła liczyć, ile moglibyśmy zaoszczędzić na początku.
Pamiętam, jak kiedyś, jeszcze jako dzieciak, dostałem kieszonkowe i wydałem wszystko na lody, bo były tanie. Potem żałowałem, bo nie starczyło na komiks. Kredyt zmienny to trochę jak te lody – kusi na start, ale jak stopy procentowe idą w górę, rata rośnie, a Ty siedzisz i myślisz: „Czemu nie przewidziałem tego wcześniej?”.
Co nam się podobało?
- Niższe raty na start. Idealne, gdy, tak jak my, liczysz każdy grosz.
- Elastyczność. Możesz spłacić kredyt wcześniej bez dodatkowych kosztów.
Ale… No właśnie, ryzyko. W 2022 roku stopy procentowe skoczyły, a my słyszeliśmy historie znajomych, których raty poszybowały w kosmos. Ania powiedziała: „Nie chcę żyć w stresie, że rata nagle podskoczy o 1000 zł!”. Plus, planowanie budżetu na lata z takim kredytem to jak wróżenie z fusów. O tym jak stopy procentowe wpływają na oprocentowanie w naszym przypadku opisaliśmy na naszym blogu tutaj.
Kredyt ze stałym oprocentowaniem – spokój, ale za cenę
Potem trafiliśmy na kredyt ze stałym oprocentowaniem. Tu rata jest taka sama przez pierwsze 5–7 lat, niezależnie od tego, co się dzieje ze stopami procentowymi. To brzmiało jak coś dla nas – Ania od razu wyobraziła sobie, jak spokojnie planujemy wakacje, nie martwiąc się o skoki rat.
To trochę jak w dzieciństwie, gdy mama dawała mi stałe kieszonkowe co tydzień – wiedziałem, na czym stoję, i mogłem planować, ile odłożę na nową grę. Stałe oprocentowanie dawało nam to samo poczucie bezpieczeństwa.
Co nam się podobało?
- Stabilność. Wiesz, ile płacisz co miesiąc, i możesz spać spokojnie.
- Budżet pod kontrolą. Idealne dla Ani, która ma w głowie arkusz kalkulacyjny na każdą okazję.
Minusy? Raty na początku są wyższe niż w kredycie zmiennym, co trochę nas przestraszyło, bo nasz budżet nie był z gumy. Plus, po okresie stałego oprocentowania kredyt przechodzi na zmienną stopę, więc ten spokój jest tylko na kilka lat.
Kredyt z dopłatą rządową – marzenie, które nas ominęło
O programach rządowych, jak „Bezpieczny Kredyt 2%” czy „Pierwsze Klucze”, pisaliśmy już w poprzednim wpisie (sprawdźcie też na www.gov.pl bezpieczny kredyt 2% tutaj a projekt ustawy pierwsze klucze tutaj). To kredyty z dopłatami, które obniżają oprocentowanie lub pomagają z wkładem własnym. Brzmiało jak bajka – niższe raty, wsparcie na start… idealne dla młodych, takich jak my kiedyś.
Pamiętam, jak w dzieciństwie ciocia dała mi na urodziny stówę – czułem się, jakby ktoś podarował mi skarb. Rządowe dopłaty to coś podobnego, ale niestety my się na nie nie załapaliśmy, bo kupiliśmy mieszkanie, zanim programy ruszyły. Gdy przeglądaliśmy szczegóły „Pierwszych Kluczy”, Ania westchnęła: „Gdybyśmy mieli to kilka lat temu, może kupilibyśmy większe mieszkanie!”.
Co nam się podobało?
- Niższe koszty. Dopłaty do rat to jak prezent od rządu.
- Pomoc na start. Gwarancja wkładu własnego to wybawienie dla tych, którzy, tak jak my kiedyś, nie mają dużych oszczędności.
Minusy? Ograniczenia – limity dochodowe, wiekowe, a w „Pierwszych Kluczach” tylko rynek wtórny. Plus, liczba miejsc w programie jest ograniczona, więc to jak polowanie na promocję w Black Friday.
Kredyt budowlano-hipoteczny – dla odważnych budowniczych
Ostatni rodzaj, który rozważaliśmy, to kredyt budowlano-hipoteczny, czyli coś dla tych, którzy chcą budować dom. Pieniądze dostajesz w transzach, w miarę jak budowa idzie do przodu. My z Anią marzyliśmy o małym domku z ogródkiem (Ania już widziała tam swoje pomidory), ale na razie wybraliśmy mieszkanie.
Pamiętam, jak w dzieciństwie budowałem zamki z piasku na plaży – każda warstwa musiała być dobrze zaplanowana. Budowa domu z takim kredytem to trochę to samo – musisz dokumentować każdy etap, a bank sprawdza, czy wszystko idzie zgodnie z planem.
Co nam się podobało?
- Elastyczność. Pieniądze dostajesz w miarę potrzeb, co jest super przy budowie.
- Marzenie o domu. Dla nas to odległy plan, ale brzmi jak coś, co kiedyś możemy rozważyć.
Minusy? Formalności. Musisz dostarczać faktury, raporty z budowy, a bank może Cię sprawdzać jak nauczyciel pracę domową. Dla nas to było za dużo zachodu na tamten moment.
Jak wybraliśmy nasz kredyt?
Siedzieliśmy z Anią wieczorem, jak zwykle z herbatą i laptopem, i zrobiliśmy listę pytań:
- Jaki mamy budżet? Nie chcieliśmy, żeby rata zjadła nam połowę pensji.
- Jak bardzo boimy się ryzyka? Ania, królowa planowania, wolała przewidywalność.
- Jak długo planujemy spłacać? 30 lat to dla nas wieczność, więc chcieliśmy coś, co da nam spokój na start.
- Czy budujemy, czy kupujemy? Mieszkanie w bloku wygrało z marzeniem o domku.
Po długich debatach (i kilku kłótniach o to, czy stać nas na wyższą ratę), wybraliśmy kredyt ze stałym oprocentowaniem na 5 lat. Raty były trochę wyższe, ale dawały nam pewność, że przez kilka lat nie zaskoczą nas skoki stóp procentowych. Do tego skonsultowaliśmy się z doradcą kredytowym, który pomógł nam porównać oferty banków. Ania mówi, że to była jedna z lepszych decyzji – czujemy się, jakbyśmy mieli solidny grunt pod nogami.
Podsumowanie z naszego podwórka
Wybór kredytu hipotecznego to jak wybór smaku lodów w upalny dzień – każdy ma swoje plusy i minusy. Kredyt zmienny kusi niższymi ratami, ale to ryzyko. Stały daje spokój, choć kosztuje więcej na start. Rządowe dopłaty to marzenie, ale z ograniczeniami, a kredyt budowlany to opcja dla tych, którzy mają działkę i odwagę. My z Anią postawiliśmy na stałe oprocentowanie, bo cenimy sobie przewidywalność, ale każdy musi znaleźć swoją drogę.
Jeśli rozważacie kredyt, sprawdźcie szczegóły programów rządowych na www.gov.pl i porozmawiajcie z doradcą – to naprawdę pomaga. Dajcie znać w komentarzach, jakie Wy macie doświadczenia z kredytami albo jakie dylematy Was męczą! Czekamy na Wasze historie, a my z Anią szykujemy kolejny wpis – tym razem o urządzaniu naszego nowego gniazdka. Stay tuned! 😄
2 komentarze
Jak stopy procentowe wpłynęły na nasz kredyt? - MieszkajŁatwo · 4 czerwca 2025 o 0h00
[…] z Anią braliśmy kredyt na nasze mieszkanie w wielkiej płycie, czuliśmy się jak dzieciaki, które właśnie dostały […]
Zastanawiasz się czy kupić pierwsze mieszkanie? - MieszkajŁatwo · 4 czerwca 2025 o 0h07
[…] emocje. Musiałem dokładnie przeanalizować, na co mnie stać. Mam trochę oszczędności, ale rozważam też kredyt hipoteczny. Skontaktowałem się z doradcą kredytowym, co było strzałem w dziesiątkę. Od razu […]